niedziela, 23 sierpnia 2015

Jeden

Gdy następnego dnia wróciłam z pracy o 15 nie posiadałam się jednak z radości. Naprawdę byłam bardzo podekscytowana tym meczem. Paulina miała rację, ciągle tylko przejmuję się pracą.
Póki co w mieszkaniu byłam sama. Bogucka miałam wrócić po 16. Zaniosłam wszystkie papiery i laptopa do gabinetu po czym wzięłam trochę wygodniejsze ciuchy ze swojego pokoju i się przebrałam. Gdy byłam w trakcie konsumowania obiadu usłyszałam trzask drzwi i krzyk Paulin, że „oto powróciła”
- Bądź tak miła i nałóż mi obiadu co? – rzuciła wsuwając na sekundę głowę  do kuchni.
- Mhm – mruknęłam tylko i po chwili postawiłam na stole talerz z porcją dla przyjaciółki, a ta przyszła po kilku chwilach.
- Super się zapowiada wieczór nie? – wyszczerzyła się – Wiem, że też się cieszysz – szturchnęła mnie łokciem w ramie, a ja nie mogłam ukryć uśmiechu.
- Cieszę się, cieszę  - zaśmiałam się.
- No. Wiedziałam. – powiedziała dumna robiąc napuszoną minę po czym zabrała się za kończenie posiłku.

Na halę wyruszyłyśmy jakieś 40 minut przed meczem. Bo później na bank byśmy się spóźniły. Kiedy Vive gra z Wisłą nie da się przez Kielce normalnie przejechać. Kiedy dotarłyśmy do budynku zajęłyśmy miejsca na trybunach z szalikami kieleckiej drużyny na szyjach.  Okazało się, że szatynka knuła to już od dawna i była przygotowana.
Początek pierwszej połowy gospodarze  trochę przespali dając Wiśle wyjść na prowadzenie lecz potem widowisko zaczęło się rozkręcać. Po pierwszej odsłonie prowadzili goście 12:11 jednak druga połowa było o wiele bardziej emocjonująca wygrana przez gospodarzy 30:27. Faktycznie brakowało mi takich wyjść, zwłaszcza na mecze. Za dużo czasu poświęcałam pracy, ale jak tego nie robić w tym zawodzie?
- No to co? Idziemy po autografy i zdjęcia – wyszczerzyła się Paulina. Spojrzałam na nią, a potem na tłum kibiców, którzy zebrali się przy bandach by zdobyć podpis swoich idoli.
- To sobie chyba jednak daruje – stwierdziłam, a ona popatrzyła na mnie spod uniesionych brwi. – Będę czekać na zewnątrz, może tam jakiegoś wyczaję. – puściłam jej oczko.
- To rozumiem i mogę przyjąć do wiadomości – posłała mi wyszczerz po rozeszłyśmy się. 
Wyszłam z hali i narzuciłam na siebie kurtkę. Mimo środka marca i wieczornej pory nie było jakoś bardzo zimno. Odrzuciłam włosy do tyłu i zaczęłam grzebać w torebce szukając Marlbolo i zapalniczki. Odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się dymem. Oparłam się o ścianę. Mijali mnie ludzie wychodzący z budynku. Weseli i uradowani kibice kieleckiej drużyny i nieco mniej uradowani kibice drużyny płockiej. Pauliny ani śladu. Coś czuje, że trochę na tą Bogucką poczekam.
- Piękne kobiety nie powinny palić – usłyszałam za dobą męski głos. I chyba nawet wiedziałam do kogo on należy. Odwracam głowę w lewo i widzę stojącego obok mnie Krzysztofa Lijewskiego. Ręce ma wciśnięte  w kieszenie dresów, niezasuniętą kurtkę i lekko potargane włosy.
- Wychowani mężczyźni nie powinni trzymać rąk w kieszeniach podczas rozmowy – ripostuję.
- Ależ najmocniej przepraszam. Już się poprawiam – śmieje się wyjmując dłonie. Mimowolnie na moje usta też wpływa uśmiech. – No ale pani nadal pali. – ciągnie.
- Paliłam, palę i najprawdopodobniej palić będę. – odpieram.
- Nie ma kto zakazać?
- Coś w tym stylu, ale nawet jeśli to i tak bym pewnie nie posłuchała – śmieję się lekko.
- Aż dziwne. Nikt nigdy nie mógł pani przekonać, aby rzucić to świństwo?
- Nie mógł albo nie miał tyle cierpliwości – stwierdzam, a mężczyzna się śmieje.
- Bardzo przepraszam, ale nawet się nie przedstawiłem. – reflektuje się. – Krzysztof Lijewski – wyciąga rękę w moim kierunku.
- Zuzanna Sienkiewicz. – ściskam ją.
- Pani adwokat – gwiżdże z powrotem chowając dłonie w kieszenie spodni.
- Tak – potwierdziłam zdziwiona – Skąd wiesz? – zaciągam się papierosem przyglądając mu się badawczo.
- Obiło mi się o uszy – uśmiecha się. – Podobno jedna z lepszych w Świętokrzyskim.
- Czyja wiem. Nie mnie to Oce… - zaczynam, ale przerywa mi Paulina.
- Zuzka! Możemy iść. Mam autografy wszystkich! – słyszę jej rozradowany głos, która właśnie podbiega. Przewracam oczami zażenowana jej zachowaniem godnym 5-latka. – O. Czyżbym przeszkodziła – wyszczerzyła się znacząco odwracając głowę tak, abym tylko ja to widziała.
- Nie, skądże – uśmiecha się Lijewski.
- Paulina, Krzysiek, Krzysiek, Paulina – dokonuję szybkiej prezentacji, a oni ściskają sobie dłoń.
- Miło było poznać, ale cóż. Na mnie już pora. Do zobaczenia – posyła nam jeszcze uśmiech i kłania się w pas po czym odchodzi. Mimowolnie się uśmiecham. Bardzo sympatyczny gość. Zgasiłam papierosa po czym wyrzuciłam do i mogłyśmy ruszać do samochodu. Widziałam jak Bogucką aż trzęsie żeby mnie o wszystko wypytać, ale nie odezwała się ani słowem dopóki nie wsiadłyśmy.
- Nie wiedziałam, że jest pani taki szybka, pani adwokat. – zaśmiała się.
- Wcale nie jestem szybka gamoniu. Ja nawet nic nie zrobiłam. Po prostu… - zaczęłam wyjaśniać, ale ta oczywiście mi przerwała. No bo po co wysłuchać jak było naprawdę? No po co? Przecież można sobie wszystko wymyślić.
- Już się nie wysilaj – unosi dłoń, uciszając mnie.  – Nie wciśniesz mi kitu, że kompletnie przypadkowo do ciebie zagadał pytając o godzinę czy inną pierdołę, a ty nic nie zrobiłaś.
- Bo nie zrobiłam. – wzruszyłam ramionami próbując się jakoś bronić – Odpaliłam tylko papierosa, ot co. – odpieram i streszczam jej mniej więcej całe zajście.
- Ciekawe kiedy następnym razem się spotkacie – piszczy podekscytowana gdy paruję pod naszym blokiem.
- Ty się tak nie ekscytuj bo nie ma czym – gaszę jej emocje.
- Oj tam. – macha ręką  - Przypuśćmy – śle mi wyszczerz ponad dachem samochodu gdy  z niego wysiadamy i zamykamy drzwi, a ja pilotem całe auto. – Moja kumpela ze szczypiornistą…  - zaczyna marzyć, a ja mam wielką ochotę strzelić ją brudną patelnią w ten durny łeb. Jak ona czasem zacznie coś pierdolić to przechodzi ludzkie pojęcie.
- Jesteś szurnięta. Kompletnie szurnięta – stwierdzam.
- A bo to pierwszy raz mi to mówisz? – mruczy lekceważąco, a ja wywracam oczami.
Wkraczamy do mieszkania, a resztę wieczoru spędzamy przed telewizorem jedząc sobie pyszne zapiekanki.

----
Trochę krótko, ale mam nadzieję, że się podoba. Miał być szybciej, ale wakacje, myślę, że rozumiecie. Niby więcej czasu, ale w moim przypadku niestety nie dla blogspota.
PROSZĘ WPISYWAĆ SIĘ DO ZAKŁADKI INFORMOWANI to bardzo ułatwi mi życie bo teraz to nie mam pojęcia kogo informować.
Pozdrawiam i miłego ostatniego tygodnia wakacji ;**

2 komentarze:

  1. Opowiadanie wydaje mi się po prostu luźne :)
    Jest trochę błędów, ale co tam ;)
    Zapowiada nam się tu historia, jaką od jakiegoś czasu chciałam poczytać. Zwykłe opowiadanie o szarej codzienności, a nie przepełniony krwią horror. Idealne na leniwe popołudnia i piątkowe wieczory (szkoda, że dziś poniedziałek).
    Pozdrawiam,
    Sophie Eve
    lies-that-you-told-me.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń