- O, Zuza, dobrze, że jesteś - gdy odwieszam płaszcz na wieszak w gabinecie do pomieszczenia wpada Maciej.
- Co tam? - pytam odwracając się w jego kierunku.
- Wasilewski ma dla ciebie nową sprawę. Ciężkie to jak cholera, ale wierzy, że uda ci się coś z tego wycisnąć, a Robert aż wariuje z wściekłości, że to jego nie wybrał - uśmiecham się tryumfalnie i przybijamy głośną piątkę.
- A o co właściwie chodzi?
- Tu mam ogół, a na 14 jesteś umówiona z klientką - wyjaśnia. - Zostawię cię teraz, przejrzyj to sobie. - zaczyna się kierować w stronę drzwi, a ja siadam na fotelu.
- Maciuś?
- Tak?
- Zrobisz mi kawki? Nie zdążyłam wypić - wydęłam dolną wargę.
- Za chwile jestem z powrotem - puszcza mi oczko i wychodzi.
- No to co my tutaj mamy? - mruczę do siebie i przysuwam się do biurka po czym otwieram teczkę.
"Dagmara Wojciechowska, lat 45, zamieszała w Kielcach, farmaceutka, oskarżona jest o pobicie i zastrzelenie męża, Dariusza Wojciechowskiego dnia 12 marca 2015 roku, w czwartek o godzinie 22:45.
Biegli psychiatrzy nie stwierdzili niepoczytalności podczas dokonania zarzucanego czynu."
- No i co myślisz? - słyszę nad sobą głos Wesołowskiego i aż podskoczyłam ze strachu.
- Nie strasz mnie tak - oddycham głęboko.
- Przepraszam - postawił na biurku kubek z kawą - z mlekiem, jedna łyżeczka cukru.
- Dziękuję - od razu wypijam duży łyk - Muszę to wszystko przeczytać, potem spotkam się z nią i zobaczymy.
- To w takim razie nie przeszkadzam - rzuca i wychodzi, a wtedy słyszę dźwięk swojej komórki, która oznajmia mi, że dostałam sms'a. Wyjmuję ją z torebki i przejeżdżam palcem po ekranie by go odblokować i zobaczyć, że wiadomość wysłał Krzysztof. Na moje usta wkradł się lekki uśmiech.
"Cześć, może dałabyś się zaprosić dzisiaj do kina? :)"
"O której?"
"19?"
"W porządku, a kto wybiera film?"
"Jeśli chcesz wybrać to proszę bardzo :)"
"Może jednak zdam się na ciebie. Do 19 :)"
Nie mogłam się pozbyć uśmiechu z twarzy myśląc o dzisiejszym spotkaniu, na pewno miło spędzonym czasie z Krzyśkiem.
Odkładam komórkę i staram się wyrzucić z głowy Lijewskiego póki co skupiając się tylko i wyłącznie na pracy. Na przyjemności czas przyjdzie potem. Zanim to wysłałam jednak jeszcze jedną wiadomość do szczypiornisty.
Odkładam komórkę i staram się wyrzucić z głowy Lijewskiego póki co skupiając się tylko i wyłącznie na pracy. Na przyjemności czas przyjdzie potem. Zanim to wysłałam jednak jeszcze jedną wiadomość do szczypiornisty.
"Mam tylko nadzieję, że nie zamienisz kina na np. skakanie ze spadochronem"
"Haha, nie tym razem, ale kiedyś, kto wie :D"
Śmieję się pod nosem i teraz już na prawdę zagłębiam się w dokumentach.
"Oskarżona Dagmara W. nie przyznaje się do zarzucanych jej czynów
Dowody świadczące przeciw oskarżonej są następujące:
-odciski palców na nożu, którym zadano cios,
- krew i naskórek denata pod paznokciami oskarżonej,
- obecność w mieszkaniu,
- zeznania sąsiadów, którzy twierdzą, że w rodzinie Wojciechowskich od dawna dochodziło do głośnych kłótni"
"Zenanie oskarżonej złożone na komisariacie policji, dnia 13 marca 2015 roku o godzinie 9:00.
- Czy przyznaje się pani do pobicia, a następnie zadania ciosu nożem Dariuszowi Wojciechowskiemu?
- Jestem niewinna.
- Proszę mówić prawdę.
- Mówię prawdę. Jak mogłabym go zabić, przecież to mój mąż!
- Dobrze, w takim razie, gdzie pani była 12 marca o 22:45?
- W mieszkaniu.
- I jak mam pani wierzyć, że jest pani niewinna. Nie mamy żadnych świadków. Proszę powiedzieć wszystko od początku.
- Tego wieczoru mąż wyszedł z domu o 20...
- Znowu się państwo pokłóciliście?
- Nie, wyszedł bo był umówiony z kolegami na piwo.
- Co robiła pani w tym czasie?
- Nic szczególnego. Najpierw posprzątałam kuchnię, a później oglądałam telewizję.
- Kiedy wrócił mąż?
- Po 22, nie pamiętam dokładnie. Nie zwróciłam dokładnie uwagi na godzinę.
- Nie pokłóciła się pani z nim?
- Mieliśmy małą sprzeczkę o jakąś błahostkę, ale to kompletnie nie istotne. Zrobiłam mu tyko mały wyrzut, że wszedł z brudnymi butami na dywan.
- Co było potem?
- Poszłam spać i kompletnie nic więcej nie pamiętam."
No i to by było na tyle z zeznania oskarżonej o pobicie i zadanie śmiertelnego ciosu mężowi kobiety. Przeglądam jeszcze zeznania sąsiadów, które nie wnoszą niczego konkretnego. Wzdycham i zamykam teczkę. Unoszę wzrok i patrzę na zegar. Jest już po 13, a ja czuję głód i muszę się już zbierać żeby zdążyć na komendę. Zabieram rzeczy i wychodzę. Po drodze kupuję sobie w sklepie wafle ryżowe, które wprost uwielbiam i zjadam dwa kiedy parkuję pod komisariatem. Chwytam torebkę i wychodzę z samochodu, a następnie go zamykam. Wchodzę do budynku i na korytarzu spotykam niską blondynkę chodzącą nerwowo w tę i we tę.
"Oskarżona Dagmara W. nie przyznaje się do zarzucanych jej czynów
Dowody świadczące przeciw oskarżonej są następujące:
-odciski palców na nożu, którym zadano cios,
- krew i naskórek denata pod paznokciami oskarżonej,
- obecność w mieszkaniu,
- zeznania sąsiadów, którzy twierdzą, że w rodzinie Wojciechowskich od dawna dochodziło do głośnych kłótni"
"Zenanie oskarżonej złożone na komisariacie policji, dnia 13 marca 2015 roku o godzinie 9:00.
- Czy przyznaje się pani do pobicia, a następnie zadania ciosu nożem Dariuszowi Wojciechowskiemu?
- Jestem niewinna.
- Proszę mówić prawdę.
- Mówię prawdę. Jak mogłabym go zabić, przecież to mój mąż!
- Dobrze, w takim razie, gdzie pani była 12 marca o 22:45?
- W mieszkaniu.
- I jak mam pani wierzyć, że jest pani niewinna. Nie mamy żadnych świadków. Proszę powiedzieć wszystko od początku.
- Tego wieczoru mąż wyszedł z domu o 20...
- Znowu się państwo pokłóciliście?
- Nie, wyszedł bo był umówiony z kolegami na piwo.
- Co robiła pani w tym czasie?
- Nic szczególnego. Najpierw posprzątałam kuchnię, a później oglądałam telewizję.
- Kiedy wrócił mąż?
- Po 22, nie pamiętam dokładnie. Nie zwróciłam dokładnie uwagi na godzinę.
- Nie pokłóciła się pani z nim?
- Mieliśmy małą sprzeczkę o jakąś błahostkę, ale to kompletnie nie istotne. Zrobiłam mu tyko mały wyrzut, że wszedł z brudnymi butami na dywan.
- Co było potem?
- Poszłam spać i kompletnie nic więcej nie pamiętam."
No i to by było na tyle z zeznania oskarżonej o pobicie i zadanie śmiertelnego ciosu mężowi kobiety. Przeglądam jeszcze zeznania sąsiadów, które nie wnoszą niczego konkretnego. Wzdycham i zamykam teczkę. Unoszę wzrok i patrzę na zegar. Jest już po 13, a ja czuję głód i muszę się już zbierać żeby zdążyć na komendę. Zabieram rzeczy i wychodzę. Po drodze kupuję sobie w sklepie wafle ryżowe, które wprost uwielbiam i zjadam dwa kiedy parkuję pod komisariatem. Chwytam torebkę i wychodzę z samochodu, a następnie go zamykam. Wchodzę do budynku i na korytarzu spotykam niską blondynkę chodzącą nerwowo w tę i we tę.
- Pani Zuzanna Sienkiewicz? - pyta kiedy koło niej przechodzę.
- Tak, a o co chodzi? - zatrzymuję się.
- Jestem Alicja Wojciechowska, córka Dagmary Wojciechowskiej, której jest pani pełnomocnikiem - mówi wyciągając do mnie rękę.
- Ach, witam - ściskam ją - Gdzie przebywa obecnie pani matka?
- Proszę za mną - rzuca i po chwili dochodzimy do pomieszczenia, do którego wpuszcza nas policjant.
Przy stoliku siedzie zgarbiona brunetka wbijająca wzrok w swoje palce.
- Mamo - mówi cicho blondynka, a kobieta unosi wzrok. - Mamo, to jest pani Zuzanna, będzie twoim adwokatem.
- Zuzanna Sienkiewicz, miło mi - wyciągam dłoń.
- Dagmara Wojciechowska.
Siadamy. Odrzucam włosy do tyłu na plecy i splatam palce dłoni po czym kładę je na blacie stolika.
- Pani Dagmaro - zaczynam - Z tego co czytałam, nie przyznaje się pani do winy. To prawda, że nie zabiła pani męża?
- Nie, nie zabiłam go. Nie zrobiłabym tego - podnosi głos zdenerwowana, a Alicja kładzie dłoń na na jej dłoniach w uspokajającym geście.
- Dobrze, spokojnie. Chciałam się tylko upewnić. Przecież pani nie znam, ale żeby tak się stało musi mi pani teraz powiedzieć wszystko jak na spowiedzi, 100% szczerości, okej? Bez tego ani rusz.
Kobieta kiwnęła głową, a ja wyjęłam teczkę z dokumentami.
- Zdarzały się państwu częste kłótnie? Mam tutaj napisane, że tak twierdzą sąsiedzi, którzy często je słyszeli.
- Charaktery moje i Darka zawsze były wybuchowe, często się kłóciliśmy - wzrusza ramionami.
- Ostatnio częściej?
- Częściej.
- O co?
- Głównie o to, że po przyjściu z pracy znowu gdzieś wychodził.
- Dochodziło do przemocy? - patrzę na nią, a ona spuszcza wzrok. - Mam to rozumieć jako "tak"?
- Niech pani rozumie jak chce - warczy, a ja spoglądam na Alę.
- Mamo - upomina ją.
- Przepraszam. Przepraszam panią. To po prostu zbyt wiele dla mni.
- Rozumiem, może chce pani sobie zrobić przerwę?
- Nie, zrobię jak skończymy - odpowiada.
- W takim razie, dochodziło do przemocy?
- Uderzył mnie, raz czy dwa...
- No to raz czy dwa?
- Chyba trzy jak wrócił bardzo pijany. Ale to nie było często, na prawdę. Zbyszek to był dobry człowiek - ociera oczy.
- Dobrze - kiwam głową - W takim razie niech mi pani opowie teraz o tamtym wieczorze. Wszystko. - opieram się o oparcie krzesła i patrzę uważnie na kobietę. Ona bierze głęboki oddech po czym odrzuca włosy do tyłu, splata palce dłoni i zaczyna mówić.
- Do południa jak zwykle pomagałam pani Irenie, starszej sąsiadce z góry w jej mieszkaniu. Pomagam jej sprzątać, zrobić jakieś większe zakupy czy tego typu sprawy. Przed 13 wróciłam do mieszkania i ugotowałam obiad. Czekając na Darka zrobiłam pranie, a on o 16 wrócił do domu. Zjadł obiad i przed 18 wyszedł bo umówił się z kolegami na piwo. Jak wyszedł posprzątałam w kuchni, a później oglądałam telewizję. Wrócił po 22, zrobiłam mu lekkie czepianie o to, że wszedł w brudnych butach na czystą podłogę w kuchni, a potem poszłam spać i o dziwno miałam bardzo mocny sen. Obudził mnie dopiero rano dzwonek do drzwi i gdy wyszłam w sypialni zobaczyłam go - głos jej się załamał, a oczy zaszły łzami. Alicja objęła matkę, a ja cierpliwie czekałam aż dojdzie do siebie. Zajęło jej to kilka chwil i zaczęła mówić - zobaczyłam go leżącego na podłodze w kałuży zaschniętej krwi.
- Dobrze, a jeszcze jedno pytanie. Czy pani mąż miał jakichś wrogów, nie wiem, zalazł komuś za skórę?
- Z jego charakterem pewnie nie jednemu, ale nie przypominam sobie żebym coś zauważyła albo żeby coś mówił.
- W takim razie na razie to tyle. W tym tygodniu postaram się jeszcze panią odwiedzić, a gdyby przypomniało się pani coś istotnego to proszę od razu się kontaktować. Do widzenia.
- Pójdę panią odprowadzić. Zaraz wracam mamo - ściskam jeszcze dłoń Wojciechowskiej i z Alicją kierujemy się do wyjścia.
Zatrzymujemy się na parkingu, a ja wyjmuję papierosa.
- Wierzy pani mojej matce? - pyta z niepewnością.
- Wierzę. Zawsze wierzę swoim klientom, a potem dowodami staram się podeprzeć swoją wiarę.
- Myśli panni, że dużo czasu może minąć do pierwszej rozprawy?
- Na razie jest oskarżona, dowody jakieś tam, zebrane, ale nie ma motywu. Bo po jaką cholerę pani matka miałaby zabijać męża skoro nie było miedzy nimi nie było aż tak źle. A nawet jakby było to czy byłaby tak głupia i po prostu zostawiła ciało na podłodze i pozwoliłaby żeby listonosz zadzwonił na policję? Nie wydaje mi się. Twoja matka wygląda na mądrą kobietę - po raz kolejny zaciągam się papierosem patrząc na Alicję.
- Raczej by tak nie zrobiła - stwierdza.
- Więc teraz moja w tym głowa żeby to udowodnić i obronić ją w sądzie.
- Jakby sobie pani miała nie poradzić to bym się do pani nie zgłaszała - uśmiecha się lekko co odwzajemniam.
- Miło mi, ale na to przyjdzie czaj jak uniewinnią pani matkę, a teraz przepraszam, muszę już jechać - zdeptuję papierosa i otwieram samochód.
- Do widzenia i proszę mi mówić po imieniu - rzuca jeszcze kierując się z powrotem w kierunku wejścia do budynku.
Siedzę w kuchni przy oknie i zaciągam się dymem papierosowym próbując zastanowić się nad jakimkolwiek wątkiem w sprawie, ale skutecznie utrudnia mi to wpadający coraz częściej w moje myśli Krzysiek. A propos Krzyśka, patrzę na zegar i widzę, że mam jeszcze nie całe 2 godziny do dzisiejszego spotkania. Dopalam papierosa i gaszę go w popielniczce po czym biorę kubek z kawą i idę do salonu. Włączam telewizor, a do sofy przysuwam ławę z laptopem. Jego również włączam po czym przeglądam co się w świecie dzieje.
- Zuzka! - słyszę krzyk Pauliny.
- Obecna! - odkrzykuję.
- Zarezerwuj sobie jutrzejsze popołudnie od 17 do 19 na siłownię, co? - staje w drzwiach.
- Skoro muszę.
- Musisz - posyła mi buziaka w powietrzu. Patrzę na zegar i widzę, że jest już 18:10. Zrywa mnie z kanapy i lecę do pokoju po ubrania, a potem wpadam do łazienki. Biorę prysznic i myję włosy. Potem szybko je rozczesuje i wysuszam co mimo wszystko zajmuje mi aż 15 minut. Ubieram się i robię makijaż. Wychodzę z łazienki i sprawdzam która godzina. Zostało mi 15 minut. W korytarzu ubieram buty oraz kurtkę.
- Wybierasz się gdzieś? - pyta zza moich pleców Bogucka. Odwracam się i widzę jak opiera się o ścianę gryząc paluszki i wbijając we mnie wzrok.
- Nie miałaś czasem ograniczać przekąsek? - ripostuję.
- Pierwsza spytałam - mruży oczy.
- Idę do kina.
- Sama? - unosi brew.
- Tak - wzdycham - Nie mogę?
- Idziesz z Lijewskim - stwierdza szczerząc się. Milkę. Przebrzydłe stworzenie. - Idziesz z Lijewskim! - cieszy się jak dziecko. To w końcu ja z nim idę czy ona?
- Możesz przestać świrować? - warczę odrzucając włosy do tyłu i chwytając telefon.
- No to baw się dobrze - mówi gdy podchodzę do drzwi cmokając w powietrzu.
- Będę - mruczę.
Wychodzę i zamykam drzwi. Schodzę schodami na dół bo mam jeszcze trochę czasu. Ona jest nie do zniesienia. Jakaś masakryczna. Co ją tak w tym jara to ja nie wiem. Lijewski też człowiek.
Siadam na ławce i wyciągam przed siebie nogi.
- A co pani adwokat tutaj robi? - słyszę zza pleców głosy Mirki. Odwracam się i uśmiecham do przyjaciółki.
- A nic konkretnego. A ty gdzie się wybierasz? - pytam i wtedy mój wzrok pada na jej lekko zaokrąglony brzuszek. Moje usta bezwiednie się otwierają.
- Tak, jestem w ciąży - śmieje się lekko.
- Gratulacje - przytulam ją - Nie wiem jak ty sobie z nimi poradzisz. Ja bym nie wyrobiła - przyznaję.
- Tak tylko mówisz, a prawda jest taka, że jakbyś miała to i tak byś sobie musiała dać radę - wzrusza ramionami.
- Miałaś zamiar powiedzieć mi wcześniej niż po porodzie?
- Miałam się przypałętać, gdzieś niedługo - drapie się w kark.
- Spróbuj się tak Paulinie wytłumaczyć - szczerzę się.
- Ojjj, będzie ciężko - przyznaje i obie się śmiejemy.
Wtedy pod blok podjeżdża auto Krzysztofa.
- Ty mi się spróbuj z tego wytłumaczyć - wskazuje oczami na samochód, uśmiecha się jeszcze i odchodzi, a ja wywracam w duchu oczami i wsiadam do pojazdu witając się z Lijewskim.
- Jak ci minął dzień? - pyta gdy ruszamy.
- W porządku aczkolwiek mogło być lepiej. - odpowiadam.
- Coś nie tak? - drąży temat rzucając na mnie okiem po czym znów patrząc na jezdnie.
- Nie tylko dostałam nową sprawę i ... coś czuję, że troszkę mi z nią zejdzie - wzdycham - Ale nie będę cię tu zanudzać. A tobie? - typowe odbicie piłeczki by pociągnąć temat. Tylko przyklasnąć Sienkiewiczówna.
- W sumie też nieźle tylko trochę nudno. Przydałby się jakiś skok na bungee albo ze spadochronem żeby ciut urozmaicić - oboje się zaśmialiśmy.
Po chwili byliśmy już pod kinem. Okazało się, że Krzysztof wybrał komedię. Szczerze? Na to liczyłam. Przynajmniej nie zachował się jak wszyscy, którzy wybierając horror po to żeby przez chwilę wykazać się "męstwem" Ludzie, serio?
Wielki plus, panie szczypiornista. Wielki plus.
Film mi się spodobał i nie był jednym z tych, które komedią są tylko z nazwy.
- To może teraz na jakąś pizzę? - proponuje Krzysiek gdy wychodzimy z kina, a mnie przeszedł dreszcz. Robiło się już jednak chłodno, zwłaszcza po wyjściu z ciepłego kina.
- A sportowcy nie powinni się czasem zdrowo odżywiać? - pytam drocząc się.
- Raz na jakiś czas jeszcze nikomu nie zaszkodziło - śmieje się - No chyba, że nie chcesz.
- Chcę, chcę. Ostatnio Paulina, z którą mieszkam,pamiętasz? - kiwa głową na znak, że owszem. - robi mi rewolucje i jadamy tylko zdrowo więc przyda się jakaś odmiana.
- W takim razie zapraszam - otwiera mi drzwi pasażera, a chwile później już znajduje się za kierownicą i ruszamy.
Po chwili jesteśmy już w pizzeri i zamawiamy pizzę oraz napoje. Gdy oczekujemy na zamówienia rozmowa najpierw jakoś się nie klei, ale potem jest już coraz lepiej. Krzysiek opowiada mi o swoim dzieciństwie, o rodzicach, o Marcinie i ich genialnych zabawach. O początkach z koszykówką, a potem o tym jak za sprawą taty wraz z bratem pokochali piłkę ręczną miłością wieczną oczywiście nie zapominając o koszu, który cały czas śledzą. Rzuca żarcikami, rozbawia mnie i gada jak najęty, a ja wcale nie chciałam przestać go słuchać.
- No, ale ja się tutaj produkuję, a ty się nic nie odzywasz. Aż tak zanudzam? - pyta.
- Nie skąd - zaprzeczam szybko. - Mogłabym cię słuchać cały czas - kiedy tylko te słowa opuszczają moje usta od razu zaczynam w myślach wyzywać moją głupotę,. Brawo Zuzka, ty jak coś powiesz to normalnie klękajcie narody. Na twarzy Krzyśka na chwilę pojawia się cwaniacki uśmieszek, który jednak szybko ukrywa upijając łyk soku.
- Może teraz ty coś poopowiadaj bo mi się już zęby spociły - szczerzy się, a ja po prostu nie mogłam się nie zaśmiać.
- Niestety nie uraczę cię żadną opowieścią o budowaniu domku na drzewie, kradzieży ukrytych słodyczy z rodzeństwem czy innych tego typu rzeczach bo jestem jedynaczką.
- Tyle cię ominęło - stwierdza.
- Odbiłam sobie na studiach z kolegami z roku - uśmiecham się na samo wspomnienie moich zajebistych ludzi z uczelni. - Nie wiem co mam ci powiedzieć bo nie posiadam jakichś wybitnych osiągnięć jak na przykład ty.
- Jakich tam wybitnych - macha ręką. Podczas swojego monologu nie wspomniał ani słowem o żadnym medalu.
- Mam ojca, który ogląda piłkę ręczną nałogowo i czasem miałam wrażenie, że kocha ją bardziej niż matkę.
- Grał kiedyś? - zaciekawia się.
- Podobno tak, ale wiązadła mu poszły. Miał operację, ale gdy wrócił do gry cały czas odczuwał ból i okazało się, że wiązadło się nie przyjęło - wzruszam ramionami.
- Wstrętna kontuzja - stwierdza krzywiąc się lekko - Kto wie, może gdyby nie ona byłabyś teraz córką jakiegoś byłego wybitnego piłkarza ręcznego - śmieje się.
- Kto wie? Może i tak? - uśmiecham się. - Może nie siedziałabym tu teraz z tobą tylko już ułożyłabym sobie życie, co już dawno powinnam zrobić według mojej matki - poruszam obojętnie ramieniem po czym upijam łyk soku.
- Nie macie dobrych relacji? - pyta ostrożnie po kilku sekundach ciszy.
- Czy ja wiem? - patrzę na niego lekko przekrzywiając głowę i zastanawiając się - Ostatnio pokłóciłyśmy się więcej niż zwykle. Każda z nas lubi mieć ostatnie słowo, a mama lubi mieć wszystko pod kontrolą. W końcu dyrektor wielkiej firmy.
- Byłaś kiedyś za granicą? - pyta zmieniając temat.
- Zwiedziłam Polskę wzdłuż i wszerz, ale za granicą byłam tylko w Szwajcarii na nartach. Ale zawsze chciałam polecieć do Anglii albo do Stanów. Ty za to byłeś tu i tam - stwierdzam.
- Gdzieś się raz na jakiś czas przypałętałem - śmieje się.
- A gdzie najbardziej ci się podobało?
- Hiszpania. Zdecydowanie. Plaża, morze, słońce. Żyć nie umierać.
- Ja wprost przeciwnie.Góry, śnieg, narty, snowboard.
- Dobrze jeździsz?
- Urodziłam się w Zakopanem.
- I wszystko jasne - uśmiecha się. - Hej, czyli mam do czynienia z prawdziwą góralką?
- Z krwi i kości - szczerzę się.
- Ale nie mówisz inaczej. - opiera łokieć na blacie stołu, a brodę opiera na dłoni.
- 8 lat w Kielcach - wzruszam ramionami.
- A po jakieś lekcje z jazdy na nartach to można się do pani zgłosić? - uśmiecham się szeroko.
- Za odpowiednią opłatom jestem w stanie znaleźć wolny termin - dołączam się do niego.
Kilka minut później zbieramy się z pizzeri, a kolejne 10 później jesteśmy pod moim blokiem.
- Dziękuję za miły wieczór - uśmiecham się do Lijewskiego. Widzę tylko kontury jego twarzy dzięki światłu stojącej niedaleko latarni.
- Cała przyjemność po mojej stronie, pani adwokat mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy.
- Jasne, na razie - uśmiecham się po raz ostatni po czym pociągam za klamkę i wysiadam z samochodu.
Szybko znajduję się pod drzwiami, które są zamknięte. Otwieram je po czym po cichu wchodzę do środka. Chciałam bezszelestnie przejść do swojego pokoju i gdy już naciskałam klamkę z salonu, w którym najwyraźniej siedziała Paulina o czym świadczyła świecąca się lampka, dobiegł mnie wybuch szlochu. Nie myśląc za wiele od razu wpadam do pomieszczenia.
- Paulina, co się stało?! - wykrzykuję przerażona. Bogucka siedzi na kanapie, na kolanach trzyma laptop, a którego dochodzą odgłosy z jakiegoś filmu, a ona trzyma w ręku mokrą chusteczkę i ma zaczerwienione oczy.
- No bo on... i ona.... - szlocha - A ona nie może.... i on - nie rozumiem ani słowa więc siadam obok niej i ruszam myszkę by zobaczyć tytuł filmu.
- Szkoła uczuć? Czy to nie ekranizacja tej powieści Sparksa? - pytam.
- Dokładnie - pociąga nosem - Jak wyszłaś to stwierdziłam, że pooglądam ekranizacje jego książek i ryczę sobie tak od 5 godzin - opiera głowę na moim ramieniu.
- O, moje biedactwo - przytulam ją uśmiechając się.
- Oczy mnie pieką jak cholera i jestem wykończona i potyrana emocjonalnie, ale gdyby nie to, to byś mi się tu zaraz musiała spowiadać. Upiekło ci się dzisiaj - wstaje - Bądź łaskawa wyłączyć i posprzątać te chusteczki. Idę spać - mruczy i wychodzi, a ja tylko się zaśmiałam.
----
Uwaga, historyczny moment. Pojawia się szósteczka! :D
Trochę mi to zeszło, ale cieszmy się i radujmy, że jest :) Nie wiem kiedy następny, ale postaram się żeby nie pojawił się po trzech miesiącach.
Pozdrawiam ;**
- Tak, a o co chodzi? - zatrzymuję się.
- Jestem Alicja Wojciechowska, córka Dagmary Wojciechowskiej, której jest pani pełnomocnikiem - mówi wyciągając do mnie rękę.
- Ach, witam - ściskam ją - Gdzie przebywa obecnie pani matka?
- Proszę za mną - rzuca i po chwili dochodzimy do pomieszczenia, do którego wpuszcza nas policjant.
Przy stoliku siedzie zgarbiona brunetka wbijająca wzrok w swoje palce.
- Mamo - mówi cicho blondynka, a kobieta unosi wzrok. - Mamo, to jest pani Zuzanna, będzie twoim adwokatem.
- Zuzanna Sienkiewicz, miło mi - wyciągam dłoń.
- Dagmara Wojciechowska.
Siadamy. Odrzucam włosy do tyłu na plecy i splatam palce dłoni po czym kładę je na blacie stolika.
- Pani Dagmaro - zaczynam - Z tego co czytałam, nie przyznaje się pani do winy. To prawda, że nie zabiła pani męża?
- Nie, nie zabiłam go. Nie zrobiłabym tego - podnosi głos zdenerwowana, a Alicja kładzie dłoń na na jej dłoniach w uspokajającym geście.
- Dobrze, spokojnie. Chciałam się tylko upewnić. Przecież pani nie znam, ale żeby tak się stało musi mi pani teraz powiedzieć wszystko jak na spowiedzi, 100% szczerości, okej? Bez tego ani rusz.
Kobieta kiwnęła głową, a ja wyjęłam teczkę z dokumentami.
- Zdarzały się państwu częste kłótnie? Mam tutaj napisane, że tak twierdzą sąsiedzi, którzy często je słyszeli.
- Charaktery moje i Darka zawsze były wybuchowe, często się kłóciliśmy - wzrusza ramionami.
- Ostatnio częściej?
- Częściej.
- O co?
- Głównie o to, że po przyjściu z pracy znowu gdzieś wychodził.
- Dochodziło do przemocy? - patrzę na nią, a ona spuszcza wzrok. - Mam to rozumieć jako "tak"?
- Niech pani rozumie jak chce - warczy, a ja spoglądam na Alę.
- Mamo - upomina ją.
- Przepraszam. Przepraszam panią. To po prostu zbyt wiele dla mni.
- Rozumiem, może chce pani sobie zrobić przerwę?
- Nie, zrobię jak skończymy - odpowiada.
- W takim razie, dochodziło do przemocy?
- Uderzył mnie, raz czy dwa...
- No to raz czy dwa?
- Chyba trzy jak wrócił bardzo pijany. Ale to nie było często, na prawdę. Zbyszek to był dobry człowiek - ociera oczy.
- Dobrze - kiwam głową - W takim razie niech mi pani opowie teraz o tamtym wieczorze. Wszystko. - opieram się o oparcie krzesła i patrzę uważnie na kobietę. Ona bierze głęboki oddech po czym odrzuca włosy do tyłu, splata palce dłoni i zaczyna mówić.
- Do południa jak zwykle pomagałam pani Irenie, starszej sąsiadce z góry w jej mieszkaniu. Pomagam jej sprzątać, zrobić jakieś większe zakupy czy tego typu sprawy. Przed 13 wróciłam do mieszkania i ugotowałam obiad. Czekając na Darka zrobiłam pranie, a on o 16 wrócił do domu. Zjadł obiad i przed 18 wyszedł bo umówił się z kolegami na piwo. Jak wyszedł posprzątałam w kuchni, a później oglądałam telewizję. Wrócił po 22, zrobiłam mu lekkie czepianie o to, że wszedł w brudnych butach na czystą podłogę w kuchni, a potem poszłam spać i o dziwno miałam bardzo mocny sen. Obudził mnie dopiero rano dzwonek do drzwi i gdy wyszłam w sypialni zobaczyłam go - głos jej się załamał, a oczy zaszły łzami. Alicja objęła matkę, a ja cierpliwie czekałam aż dojdzie do siebie. Zajęło jej to kilka chwil i zaczęła mówić - zobaczyłam go leżącego na podłodze w kałuży zaschniętej krwi.
- Dobrze, a jeszcze jedno pytanie. Czy pani mąż miał jakichś wrogów, nie wiem, zalazł komuś za skórę?
- Z jego charakterem pewnie nie jednemu, ale nie przypominam sobie żebym coś zauważyła albo żeby coś mówił.
- W takim razie na razie to tyle. W tym tygodniu postaram się jeszcze panią odwiedzić, a gdyby przypomniało się pani coś istotnego to proszę od razu się kontaktować. Do widzenia.
- Pójdę panią odprowadzić. Zaraz wracam mamo - ściskam jeszcze dłoń Wojciechowskiej i z Alicją kierujemy się do wyjścia.
Zatrzymujemy się na parkingu, a ja wyjmuję papierosa.
- Wierzy pani mojej matce? - pyta z niepewnością.
- Wierzę. Zawsze wierzę swoim klientom, a potem dowodami staram się podeprzeć swoją wiarę.
- Myśli panni, że dużo czasu może minąć do pierwszej rozprawy?
- Na razie jest oskarżona, dowody jakieś tam, zebrane, ale nie ma motywu. Bo po jaką cholerę pani matka miałaby zabijać męża skoro nie było miedzy nimi nie było aż tak źle. A nawet jakby było to czy byłaby tak głupia i po prostu zostawiła ciało na podłodze i pozwoliłaby żeby listonosz zadzwonił na policję? Nie wydaje mi się. Twoja matka wygląda na mądrą kobietę - po raz kolejny zaciągam się papierosem patrząc na Alicję.
- Raczej by tak nie zrobiła - stwierdza.
- Więc teraz moja w tym głowa żeby to udowodnić i obronić ją w sądzie.
- Jakby sobie pani miała nie poradzić to bym się do pani nie zgłaszała - uśmiecha się lekko co odwzajemniam.
- Miło mi, ale na to przyjdzie czaj jak uniewinnią pani matkę, a teraz przepraszam, muszę już jechać - zdeptuję papierosa i otwieram samochód.
- Do widzenia i proszę mi mówić po imieniu - rzuca jeszcze kierując się z powrotem w kierunku wejścia do budynku.
Siedzę w kuchni przy oknie i zaciągam się dymem papierosowym próbując zastanowić się nad jakimkolwiek wątkiem w sprawie, ale skutecznie utrudnia mi to wpadający coraz częściej w moje myśli Krzysiek. A propos Krzyśka, patrzę na zegar i widzę, że mam jeszcze nie całe 2 godziny do dzisiejszego spotkania. Dopalam papierosa i gaszę go w popielniczce po czym biorę kubek z kawą i idę do salonu. Włączam telewizor, a do sofy przysuwam ławę z laptopem. Jego również włączam po czym przeglądam co się w świecie dzieje.
- Zuzka! - słyszę krzyk Pauliny.
- Obecna! - odkrzykuję.
- Zarezerwuj sobie jutrzejsze popołudnie od 17 do 19 na siłownię, co? - staje w drzwiach.
- Skoro muszę.
- Musisz - posyła mi buziaka w powietrzu. Patrzę na zegar i widzę, że jest już 18:10. Zrywa mnie z kanapy i lecę do pokoju po ubrania, a potem wpadam do łazienki. Biorę prysznic i myję włosy. Potem szybko je rozczesuje i wysuszam co mimo wszystko zajmuje mi aż 15 minut. Ubieram się i robię makijaż. Wychodzę z łazienki i sprawdzam która godzina. Zostało mi 15 minut. W korytarzu ubieram buty oraz kurtkę.
- Wybierasz się gdzieś? - pyta zza moich pleców Bogucka. Odwracam się i widzę jak opiera się o ścianę gryząc paluszki i wbijając we mnie wzrok.
- Nie miałaś czasem ograniczać przekąsek? - ripostuję.
- Pierwsza spytałam - mruży oczy.
- Idę do kina.
- Sama? - unosi brew.
- Tak - wzdycham - Nie mogę?
- Idziesz z Lijewskim - stwierdza szczerząc się. Milkę. Przebrzydłe stworzenie. - Idziesz z Lijewskim! - cieszy się jak dziecko. To w końcu ja z nim idę czy ona?
- Możesz przestać świrować? - warczę odrzucając włosy do tyłu i chwytając telefon.
- No to baw się dobrze - mówi gdy podchodzę do drzwi cmokając w powietrzu.
- Będę - mruczę.
Wychodzę i zamykam drzwi. Schodzę schodami na dół bo mam jeszcze trochę czasu. Ona jest nie do zniesienia. Jakaś masakryczna. Co ją tak w tym jara to ja nie wiem. Lijewski też człowiek.
Siadam na ławce i wyciągam przed siebie nogi.
- A co pani adwokat tutaj robi? - słyszę zza pleców głosy Mirki. Odwracam się i uśmiecham do przyjaciółki.
- A nic konkretnego. A ty gdzie się wybierasz? - pytam i wtedy mój wzrok pada na jej lekko zaokrąglony brzuszek. Moje usta bezwiednie się otwierają.
- Tak, jestem w ciąży - śmieje się lekko.
- Gratulacje - przytulam ją - Nie wiem jak ty sobie z nimi poradzisz. Ja bym nie wyrobiła - przyznaję.
- Tak tylko mówisz, a prawda jest taka, że jakbyś miała to i tak byś sobie musiała dać radę - wzrusza ramionami.
- Miałaś zamiar powiedzieć mi wcześniej niż po porodzie?
- Miałam się przypałętać, gdzieś niedługo - drapie się w kark.
- Spróbuj się tak Paulinie wytłumaczyć - szczerzę się.
- Ojjj, będzie ciężko - przyznaje i obie się śmiejemy.
Wtedy pod blok podjeżdża auto Krzysztofa.
- Ty mi się spróbuj z tego wytłumaczyć - wskazuje oczami na samochód, uśmiecha się jeszcze i odchodzi, a ja wywracam w duchu oczami i wsiadam do pojazdu witając się z Lijewskim.
- Jak ci minął dzień? - pyta gdy ruszamy.
- W porządku aczkolwiek mogło być lepiej. - odpowiadam.
- Coś nie tak? - drąży temat rzucając na mnie okiem po czym znów patrząc na jezdnie.
- Nie tylko dostałam nową sprawę i ... coś czuję, że troszkę mi z nią zejdzie - wzdycham - Ale nie będę cię tu zanudzać. A tobie? - typowe odbicie piłeczki by pociągnąć temat. Tylko przyklasnąć Sienkiewiczówna.
- W sumie też nieźle tylko trochę nudno. Przydałby się jakiś skok na bungee albo ze spadochronem żeby ciut urozmaicić - oboje się zaśmialiśmy.
Po chwili byliśmy już pod kinem. Okazało się, że Krzysztof wybrał komedię. Szczerze? Na to liczyłam. Przynajmniej nie zachował się jak wszyscy, którzy wybierając horror po to żeby przez chwilę wykazać się "męstwem" Ludzie, serio?
Wielki plus, panie szczypiornista. Wielki plus.
Film mi się spodobał i nie był jednym z tych, które komedią są tylko z nazwy.
- To może teraz na jakąś pizzę? - proponuje Krzysiek gdy wychodzimy z kina, a mnie przeszedł dreszcz. Robiło się już jednak chłodno, zwłaszcza po wyjściu z ciepłego kina.
- A sportowcy nie powinni się czasem zdrowo odżywiać? - pytam drocząc się.
- Raz na jakiś czas jeszcze nikomu nie zaszkodziło - śmieje się - No chyba, że nie chcesz.
- Chcę, chcę. Ostatnio Paulina, z którą mieszkam,pamiętasz? - kiwa głową na znak, że owszem. - robi mi rewolucje i jadamy tylko zdrowo więc przyda się jakaś odmiana.
- W takim razie zapraszam - otwiera mi drzwi pasażera, a chwile później już znajduje się za kierownicą i ruszamy.
Po chwili jesteśmy już w pizzeri i zamawiamy pizzę oraz napoje. Gdy oczekujemy na zamówienia rozmowa najpierw jakoś się nie klei, ale potem jest już coraz lepiej. Krzysiek opowiada mi o swoim dzieciństwie, o rodzicach, o Marcinie i ich genialnych zabawach. O początkach z koszykówką, a potem o tym jak za sprawą taty wraz z bratem pokochali piłkę ręczną miłością wieczną oczywiście nie zapominając o koszu, który cały czas śledzą. Rzuca żarcikami, rozbawia mnie i gada jak najęty, a ja wcale nie chciałam przestać go słuchać.
- No, ale ja się tutaj produkuję, a ty się nic nie odzywasz. Aż tak zanudzam? - pyta.
- Nie skąd - zaprzeczam szybko. - Mogłabym cię słuchać cały czas - kiedy tylko te słowa opuszczają moje usta od razu zaczynam w myślach wyzywać moją głupotę,. Brawo Zuzka, ty jak coś powiesz to normalnie klękajcie narody. Na twarzy Krzyśka na chwilę pojawia się cwaniacki uśmieszek, który jednak szybko ukrywa upijając łyk soku.
- Może teraz ty coś poopowiadaj bo mi się już zęby spociły - szczerzy się, a ja po prostu nie mogłam się nie zaśmiać.
- Niestety nie uraczę cię żadną opowieścią o budowaniu domku na drzewie, kradzieży ukrytych słodyczy z rodzeństwem czy innych tego typu rzeczach bo jestem jedynaczką.
- Tyle cię ominęło - stwierdza.
- Odbiłam sobie na studiach z kolegami z roku - uśmiecham się na samo wspomnienie moich zajebistych ludzi z uczelni. - Nie wiem co mam ci powiedzieć bo nie posiadam jakichś wybitnych osiągnięć jak na przykład ty.
- Jakich tam wybitnych - macha ręką. Podczas swojego monologu nie wspomniał ani słowem o żadnym medalu.
- Mam ojca, który ogląda piłkę ręczną nałogowo i czasem miałam wrażenie, że kocha ją bardziej niż matkę.
- Grał kiedyś? - zaciekawia się.
- Podobno tak, ale wiązadła mu poszły. Miał operację, ale gdy wrócił do gry cały czas odczuwał ból i okazało się, że wiązadło się nie przyjęło - wzruszam ramionami.
- Wstrętna kontuzja - stwierdza krzywiąc się lekko - Kto wie, może gdyby nie ona byłabyś teraz córką jakiegoś byłego wybitnego piłkarza ręcznego - śmieje się.
- Kto wie? Może i tak? - uśmiecham się. - Może nie siedziałabym tu teraz z tobą tylko już ułożyłabym sobie życie, co już dawno powinnam zrobić według mojej matki - poruszam obojętnie ramieniem po czym upijam łyk soku.
- Nie macie dobrych relacji? - pyta ostrożnie po kilku sekundach ciszy.
- Czy ja wiem? - patrzę na niego lekko przekrzywiając głowę i zastanawiając się - Ostatnio pokłóciłyśmy się więcej niż zwykle. Każda z nas lubi mieć ostatnie słowo, a mama lubi mieć wszystko pod kontrolą. W końcu dyrektor wielkiej firmy.
- Byłaś kiedyś za granicą? - pyta zmieniając temat.
- Zwiedziłam Polskę wzdłuż i wszerz, ale za granicą byłam tylko w Szwajcarii na nartach. Ale zawsze chciałam polecieć do Anglii albo do Stanów. Ty za to byłeś tu i tam - stwierdzam.
- Gdzieś się raz na jakiś czas przypałętałem - śmieje się.
- A gdzie najbardziej ci się podobało?
- Hiszpania. Zdecydowanie. Plaża, morze, słońce. Żyć nie umierać.
- Ja wprost przeciwnie.Góry, śnieg, narty, snowboard.
- Dobrze jeździsz?
- Urodziłam się w Zakopanem.
- I wszystko jasne - uśmiecha się. - Hej, czyli mam do czynienia z prawdziwą góralką?
- Z krwi i kości - szczerzę się.
- Ale nie mówisz inaczej. - opiera łokieć na blacie stołu, a brodę opiera na dłoni.
- 8 lat w Kielcach - wzruszam ramionami.
- A po jakieś lekcje z jazdy na nartach to można się do pani zgłosić? - uśmiecham się szeroko.
- Za odpowiednią opłatom jestem w stanie znaleźć wolny termin - dołączam się do niego.
Kilka minut później zbieramy się z pizzeri, a kolejne 10 później jesteśmy pod moim blokiem.
- Dziękuję za miły wieczór - uśmiecham się do Lijewskiego. Widzę tylko kontury jego twarzy dzięki światłu stojącej niedaleko latarni.
- Cała przyjemność po mojej stronie, pani adwokat mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy.
- Jasne, na razie - uśmiecham się po raz ostatni po czym pociągam za klamkę i wysiadam z samochodu.
Szybko znajduję się pod drzwiami, które są zamknięte. Otwieram je po czym po cichu wchodzę do środka. Chciałam bezszelestnie przejść do swojego pokoju i gdy już naciskałam klamkę z salonu, w którym najwyraźniej siedziała Paulina o czym świadczyła świecąca się lampka, dobiegł mnie wybuch szlochu. Nie myśląc za wiele od razu wpadam do pomieszczenia.
- Paulina, co się stało?! - wykrzykuję przerażona. Bogucka siedzi na kanapie, na kolanach trzyma laptop, a którego dochodzą odgłosy z jakiegoś filmu, a ona trzyma w ręku mokrą chusteczkę i ma zaczerwienione oczy.
- No bo on... i ona.... - szlocha - A ona nie może.... i on - nie rozumiem ani słowa więc siadam obok niej i ruszam myszkę by zobaczyć tytuł filmu.
- Szkoła uczuć? Czy to nie ekranizacja tej powieści Sparksa? - pytam.
- Dokładnie - pociąga nosem - Jak wyszłaś to stwierdziłam, że pooglądam ekranizacje jego książek i ryczę sobie tak od 5 godzin - opiera głowę na moim ramieniu.
- O, moje biedactwo - przytulam ją uśmiechając się.
- Oczy mnie pieką jak cholera i jestem wykończona i potyrana emocjonalnie, ale gdyby nie to, to byś mi się tu zaraz musiała spowiadać. Upiekło ci się dzisiaj - wstaje - Bądź łaskawa wyłączyć i posprzątać te chusteczki. Idę spać - mruczy i wychodzi, a ja tylko się zaśmiałam.
----
Uwaga, historyczny moment. Pojawia się szósteczka! :D
Trochę mi to zeszło, ale cieszmy się i radujmy, że jest :) Nie wiem kiedy następny, ale postaram się żeby nie pojawił się po trzech miesiącach.
Pozdrawiam ;**
Melduje się! :) Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam rozdział. Muszę się przyznać, że przeczytałam go od razu jak dodałaś jednak nie miałam czasu aby skomentować. Czekam na ten historyczny moment pomiędzy tą dwójką. :)
OdpowiedzUsuńDo następnego mam nadzieje, że niedługo. Plus zapraszam do siebie, bo z tego co wiem, dawno cię nie było. :)
http://zmiana-o-360-stopni.blogspot.com
Pozdrawiam,
Karolina R. ;*