sobota, 13 lutego 2016

Pięć

Siedzę w kuchni słuchając radia i przeglądając gazetki Avona. Jedną stopę oparłam na takiej stołku, który był pod stołem, a drugą podciągnęłam na siedzenie. Lewą ręką nabierałam musli i wkładałam ją do ust, a drugą przewracałam strony. Była już 12, a ja nie raczyłam si nawet przebrać z piżamy mimo, że wstałam jakieś 2 godziny temu. Weekendy mniej więcej tak u mnie wyglądają. Spanie do południa, paradowanie w piżamie do popołudnia, a potem jak mnie tchnie to idę się przejść. Już mnie dzisiaj Paulina o 8 chciała wyciągnąć na biegani, ale twardo udawałam, że śpię co potem jeszcze mi się udało jak już wreszcie wyszła. A skoro o niej mowa...
- Jestem! - krzyczy trzaskając drzwiami.
- Mhm - mruczę prawie opluwając się musli. Bogucka pojawia się w kuchni.
- Widzę, że typowy weekend mecenas Sienkiewicz trwa w najlepsze. - stwierdza biorąc łyka soku z mojej szklanki.
- Owszem i ma się dobrze. Pobiegała?
- Pobiegała. - kiwa głową -Jakieś konkretne plany na dzisiaj? - pyta siadając przy stole i biorąc kolejnego łyka z mojej szklanki.
- Twoje? - warczę zabierając jej szklankę i stawiając po drugiej stronie miski, tak żeby nie miał do niej dostępu. Ona przewraca oczami i wreszcie sobie nalewa po czym zajmuje z powrotem miejsce.
- Więc? Jakie plany? - bierze duży łyk.
- Idę na drinka z Krzyśkiem- mówię obojętnie poruszając prawym ramieniem i przewracając kartkę, a Paula wypluwa napój z usta. Ja pierdolę i kto to będzie sprzątał?
- CZEMU JA NO NICZYM NIE WIEM?! - krzyczy wybałuszając na mnie oczy.
- Bo nie pytałaś? - unoszę brew.
- Już nie udawaj, że podchodzisz do tego tak na kompletnym luzie - mówi patrzą na mnie z politowaniem.
- A jak mam podchodzić? Przecież ja go ledwie znam, a ty sobie wyobrażasz nie wiadomo co. Uspokój się.
- Ale dzisiaj się lepiej poznacie - porusza brwiami szczerząc się - Ja ci mówię. Coś się z tego wykluje - celuje we mnie palcem wskazującym.
- Lepiej niech ci się mózg wykluje - pukam się w czoło - A ja jestem ciekawa co się wykluwa u ciebie i Maćka - zmieniam cwaniacko temat.
- Coraz więcej - wystawia mi język.
- Tak myślałam. Jesteście razem czy nie?
- Tak oficjalnie to jeszcze nie - rzuca na co ja przewracam oczami.
- A kiedy będzie oficjalnie? Lepiej się zdecydujcie bo nie będę wiedzieć kiedy mam wam kupić ekspres na pierwszą rocznicę.
- Jakie ekspres?
- Nie ważne - macham ręką śmiejąc się. - Widzicie się dzisiaj czy nie?

- Mamy iść do kina - oznajmia.
- To zakładam, że od dzisiaj będziecie - szczerzę się - Oficjalnie oczywiście
Bogucka chce odpowiedzieć, ale słyszę dźwięk przychodzącego sms;a. Sięgam ręką po telefon, odblokowuję klawiaturę i odczytuję wiadomość od Lijewskiego.

          „Mam nadzieję, że się nie rozmyśliłaś, ale wpadłem na lepszy pomysł. Jeśli się zgodzisz odpuścimy sobie dzisiaj i pójdziemy gdzieś, gdzie poprawisz sobie kondycję”

- Czyżby Krzysiu? – porusza głupkowato brwiami.
- Może – wystawiam jej język
- Więc sobie nie przeszkadzajcie – posyła mi buziaka, wstaje i wychodzi, a ja odpisuje.

         „Nie rozmyśliłam się, spokojnie J Chcesz mnie na siłownie zabrać?”

           „W o wiele fajniejsze miejsce, choć tak jak mówiłem, trenerem jestem świetnym :D. 
              Bądź gotowa o 16. Przyjadę po ciebie”
Odkładam telefon już nic nie odpisując i zastanawiam się chwilę co to by mogło być za miejsce.
Nic nie przychodzi mi do głowy więc odpuszczam.
- Kto robi obiad? – krzyczę o Pauliny.
- Dzisiaj moja kolej. Zaraz przyjdę – odkrzykuje ze swojego pokoju.

O 14:30, po zjedzeniu posiłku zaczynam się ogarniać przed wyjściem. Biorę prysznic myjąc również włosy. Wycieram ciało ręcznikiem i ubieram się w czarne rurki, koszulkę, a na to planuję zarzucić bluzę. Skoro ma to być miejsce, w którym mam „poprawić kondycję”, zakładam, że nie będzie mi potrzebny strój wieczorowy. Suszę włosy i związuję je w zwykłego kucyka na czubku głowy. Nakładam podkład i maluję rzęsy bo bez tego nie mogłabym się obejść i wychodzę z łazienki. Wkraczam jeszcze do kuchni by się napić i chwytam telefon. Mam jeszcze 45 minut do przyjazdu Krzyśka.

                    „Mam wziąć coś konkretnego?”

                   „Nic nie będzie ci potrzebne. Ubierz się tylko wygodnie”

                  „Nie zdradzisz mi gdzie jedziemy?”

                   „Niespodzianka
Co za człowiek….
Wsuwam telefon do kieszeni, chwytam paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyjmuję jednego, a resztę zostawiam na lodówce. Kieruję się do korytarza gdzie ubieram bluzę i cienką skórzaną kurtkę oraz buty
-Idę!- krzyczę do Boguckiej.
- Wszystko mi opowiesz. Pa! – odkrzykuje  z pokoju.
- Chyba  w snach – mruczę do siebie.
- Słyszałam!
Wychodzę z mieszkania i wsiadam do windy. Po chwili jestem na parterze i wchodzę z bloku. Mam jeszcze pół godziny. Siadam na ławce i odpalam papierosa, a zapalniczkę wsuwam do kieszeni. Zaciągam się dymem i obserwuję otoczenie cierpliwie czekając.
O 16:00 pod blokiem pojawia się czarny samochód. Unoszę wzrok znad telefonu. Drzwi się otwierają i wysiada z niego uśmiechnięty Lijek.
- Zapraszam – uśmiecha się. Odwzajemniam gest i wstaję z miejsca po czym wsiadam na miejsce pasażera, a on rusza.
- Teraz możesz mi nareszcie powiedzieć? – pytam.
- Zawsze jesteś taka dociekliwa? – pyta uśmiechając się.
 - Jestem prawnikiem, taka moja natura – wzruszam ramionami – zresztą, lubię wszystko wiedzieć.
- Dowiesz się na miejscu – odpowiada – Po drodze zgarniemy jeszcze trzy osoby. Nie przeszkadza ci to? – zerka na mnie.
- Dlaczego miałoby? Przecież wywozisz mnie nie wiadomo gdzie. Trzy osoby w te czy we w te nie robi mi żadnej różnicy – odpieram.
- Cieszę się – śmieje się.
- Ej, tylko nie mów, że będziemy grać w ręczną.
- Nie chcesz?
- Przecież kompletnie nie umiem grać. Piłki bym nie złapała – oboje się zaśmialiśmy – Lubię obserwować, nie grałam od skończenia szkoły.
- Oj tam, nie byłoby tak źle. Klejem by ci się ręce posmarowało, przyzwyczaiłabyś się i byłoby okej.
- Czyli będziemy grać?
- Pudło.
- Szlag – mówię, Krzysztof się śmieje.
- Na pewno ci się spodoba. Ale jak chcesz to możesz zgadywać – mówi i zatrzymuje się a po chwili do samochodu wsiadają wyżej wspomniane trzy osoby :Michał Jurecki, Piotr Chrapkowski i Grzegorz Tkaczyk.
-Spóźnienie – rzuca Jurecki pakując się do auta i zamykając drzwi.
- Potwierdzam – przytakuje Chrapkowski także zamykając drzwi, tylko z nieci głośniejszym trzaskiem.
- Nie trzaskaj – jęczy zrozpaczony prawy rozgrywający co kwituję śmiechem.
- O a co to za piękną panią wieziesz, że sobą? – zapytał zauważający mnie Dzidzia.
- Mam nadzieję, że niczym jej nie odurzyłeś – wtrącił się Tkaczyk.
- Ha, ha, ha – wywrócił oczami Lijewski.
- Zuzanna Sienkiewicz – witam się z nimi.
- Krzysiu nic nam nie mówił, że ma takie ładne koleżanki – szczerzy się Chrapkowski.
- I widać dobrze zrobiłem – mruczy pod nosem Krzysztof.
- Zostawia nas – chlipie Piotr ocierając łzę spod oka.
- Nadal nie wierzę, że będziesz ojcem. – kręci głową Grzegorz.
- Przynajmniej będzie mógł pogadać z kimś kto jest na podobnym poziomie intelektualnym co on  - stwierdza Michał.
- Ha, ha, ha – Piotrek stwierdza natomiast, że to nie było śmieszne.
- Reszta już będzie na miejscu? – pyta Młody zmieniając temat.
- Mają być - odpiera Krzysiek.
- Powiecie mi w końcu dokąd jedziemy? Bo zakładam, że jedziemy wszyscy w to samo miejsce.
- Niespodzianka – ubiega szczypiornistów Lijewski, a ja patrzę na niego groźnym wzrokiem.
Po kilku minutach jesteśmy na miejscu i wychodzimy z samochodu.
- Paintball? – pytam czytając napis i przekrzywiając nieznacznie głowę w lewo.
- Mówiłem, że sobie kondycję poprawisz. Pobiegamy trochę – szczerzy się Krzysiu.
- Na to wygląda – stwierdzam.

Stoimy już na miejscu gdzie to wszystko miało się odbywać wyposażeni w odpowiednie stroje moro, maski oraz pistolety z farbą zwane markerami. Kiedy podchodzi do nas jeszcze 7 osób ubranych w takie same stroje jak my.
- Chłopaki to Zuza, Zuza to Sławek, Julen, Piotrek, Mateusz, Tomek, Ivan i Tomas – Krzysztof dokonuje profesjonalnej prezentacji. Wymieniamy szybko uściski dłoni, a potem Lijek kontynuuje – Proponuje żeby podzielić się na dwie drużyny i która pierwsza zdobędzie flagę, która jest gdzieś ukryta wygrywa. Co wy na to?
- Jestem za – wzruszam ramionami. W ogóle to dopiero się skapnęłam, że jestem tutaj jedyną przedstawicielką płci pięknej…
Wszyscy byli za więc Lijewski (nie mam zielonego pojęcia skąd) wyjął 6 chustek pomarańczowych i 6 zielonych po czym podzielił nas na drużyny. Barwy zielonych prezentowali : Szmal, Grabarczyk, Jachlewski, Rosiński, Cupić i Reichman natomiast barwy pomarańczowych : ja Tkaczyk, Lijewski, Chrapkowski, Jurecki i Aginagalde.
Zawiązałam chustę pod szyją bo uważałam, że tam mi będzie najwygodniej. Inni umieścili je w różnych miejscach; na ramionach, nadgarstkach, czy kostkach. Rozeszliśmy się lub bardziej trafnie będzie powiedzieć, że rozbiegliśmy się w różnych kierunkach. Czas start.

Łaże już po tych łąkach chyba z pół godziny. Nikogo nie widziałam, nikt chyba mnie też nie widział. Czołgam się właśnie pod górkę, a gdy już na nią wyłaże zauważam czerwoną flagę.
- Oł jeeee – mówię zadowolona do siebie. Rozglądam się i wstaję po czym zaczynam podchodzić do patyka, na którym wisi. W ostatniej chwili uchylam się przed kulką farby lecącą w moją stronę od Grabarczyka po czym oddaję mu, lecz celnie. Ten pada udając nieżywego, a ja zgarniam flagę i wydając okrzyk radości niczym dzieciak. Następnie z uśmiechem podchodzę do Piotrka i podaję mu rękę pomagając wstać.
- Gratulację – uśmiecha się.
- A dziękuję – kłaniam się w pas. O dziwo, sprawia mi to dużo radości. – Myślisz, że dużo osób „nie żyje”?
- Nie mam pojęcia – wzrusza ramionami – Wróćmy na start i będziemy do nich dzwonić.
Tak też zrobiliśmy, a zanim wszyscy się zjawili zdążyliśmy się przebrać i zmarznąć, a na dworze zrobiło się ciemno.
- No wreszcie?! Ileż można na was czekać?! – wyrzucił ręce do góry obrotowy kiedy wszyscy się zjawili.
- Wiesz, jak daleko byliśmy, prawie zabiłem Młodego, a ty każesz nam wracać, tak się nie robi stary – mówi Sławek grożąc mu palcem.
Po 15 minutach zbieramy się do samochodów. Wracamy tym samym składem. Odwozimy  chłopaków tam skąd ich wzięliśmy.
- Miło było poznać i zapraszamy na Legionów – mówi uśmiechnięty Dzidziuś.
- Mi również i chętnie skorzystam z propozycji. – odpowiadam uśmiechem.
- Trzymam za słowo – rzuca jeszcze Chrapek i trzaska drzwiami.
- Czemu mam wrażanie, że zrobił to specjalnie? – jęczy Krzysztof, a ja się śmieje. – Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że zamieniłem drinka na paintball? – zerka na mnie ruszając.
- Skąd, świetnie się  bawiłam – uśmiecham się – Zwłaszcza, że wygraliśmy – puszczam mu oczko.
- No to się cieszę, a tamto odbijemy sobie innym razem, co?
- Jak sobie życzysz – uśmiech nie schodzi mi z twarzy. – Masz ochotę wejść? – pytam kiedy jesteśmy pod moim blokiem.
- Chętnie, ale brat miał przyjechać i…
- Innym razem – puszczam mu oczko – Do zobaczenia Krzysiu – wychodzę z auta i ruszam do wejścia bloku, a po chwili jestem już w naszym mieszkaniu. Zdejmuję buty i zamieniam je na ciepłe kapcie. Wchodzę do kuchni i spoglądam na zegarek. 19:00. Przechodzi mnie dreszcz zimna więc pocieram dłonie o siebie i wstawiam wodę na herbatę, a w tak zwanym międzyczasie przygotowuję sobie kanapki. Kolację skonsumowałam w salonie oglądając telewizję i tak spędzając resztę wieczoru.


----
WITAM, CZEŚĆ I CZOŁEM!
Word mówi, że to ma 4 strony, a ja mówię, że trochę mnie tu nie było, ale dzięki kochanej osóbce się ogarnęłam i dodaję :)
Mam nadzieję, że ktoś się ucieszył.
Pozdrawiam cieplutko ;**

1 komentarz:

  1. zakochałam się w tym blogu :D dzień w dzień sprawdzam czy nie ma tu żadnych nowości xd czekam na kolejny :) życzę dużo weny ;*

    OdpowiedzUsuń